„Wszystkie zwierzęta zasługują na naszą pomoc i dobre serce”

29 sierpnia 2022

Choć posiada wykształcenie medyczne, to wybrała ścieżkę testerki oprogramowania w Scalo. W wolnym czasie dużo czyta i spaceruje. Uwielbia też wędrować po górach i lasach, zbierać zioła i korzystać z dobrodziejstw matki natury, które później często wykorzystuje w swojej kuchni. Ma też 19-letnią kotkę, która jest jej oczkiem w głowie i największym skarbem. Poznajcie Paulinę Ciupkę.

Jak zaczęła się Twoja historia z pomaganiem zwierzętom?

Moja przygoda z pomocą dla zwierzaków nieświadomie rozpoczęła się już w dzieciństwie, kiedy jako mała dziewczynka przynosiłam do domu kulawe gołębie, pisklęta, które wypadły z gniazda podczas burzy. Była też kotka, która urodziła miot w naszym ogródku, a zajmowanie się nią i jej kociętami było moim ulubionym zajęciem przez całe wakacje, aż do jesieni. Wówczas razem z rodzicami znaleźliśmy całej rodzince kochający dom u naszych znajomych.

W gimnazjum zdecydowałam się na wolontariat w schronisku dla bezdomnych zwierząt, gdzie pomagałam w opiece nad nimi. Wtedy zaczęłam interesować się wolontariatem w organizacjach działających na rzecz zwierząt, jednak plany musiały zostać wstrzymane do czasu studiów – wtedy też uczestniczyłam w kilku lokalnych protestach.

Które zwierzęta najbardziej potrzebują pomocy?

Wszystkie, które nie miały tyle szczęścia w życiu, ile mają je nasi kanapowi pupile. Od razu na myśl przychodzą zwierzęta, które czekają na miłość w schroniskach i domach tymczasowych. Wiele osób mówi “kocham wszystkie zwierzęta”, a później kupuje płaszcz z prawdziwego futra i idzie do restauracji na krwistego steka. Nie wie przy tym jakie życie wiodło zwierzę, które leży właśnie na jego talerzu lub to, którego futro nosi na sobie. Wszystkie zwierzęta zasługują na naszą pomoc i dobre serce. Zaczynając od pożytecznych owadów, idąc przez zwierzaki domowe, kończąc na zwierzętach dzikich i hodowlanych.

Na jakie sposoby można pomagać zwierzętom? Jaka forma pomocy jest najskuteczniejsza?

Najskuteczniejszym sposobem pomocy jest świadomość. Jako konsumenci mamy realny wpływ na dobrobyt i stan zwierząt, nie tylko hodowlanych.

Wybierając produkty odzwierzęce zwracajmy uwagę na ich pochodzenie. Zastanówmy się dwa razy przy wyborze jajek. Czy chcemy jeść jajka od kury, która spędziła życie w ścisku, była karmiona paszą wypchaną hormonami i innymi stymulatorami, czy może od kury, która beztrosko dreptała po trawce? Jeśli mieszkamy na wsi sprawa jest ułatwiona. Dla mieszczuchów polecam przejrzeć OLX – wiele osób na przedmieściach ma swoje kurki i chętnie sprzedaje nadmiar jajek. 🙂

To samo tyczy się mięsa. Warto dołożyć więcej, ale mieć pewność, że pochodzi z gospodarstwa BIO. Zwierzęta rzeźne, hodowane na skalę przemysłową są skazane na niewyobrażalne cierpienie. Na przykład kurczęta dokarmia się w sposób sztuczny, tak by osiągnęły jak najszybszy wzrost masy ciała, w stosunkowo jak najszybszym czasie. W rezultacie ich łapki nie są w stanie ich utrzymać, przez co ulegają złamaniom. Również ich serce nie nadąża za gwałtownym wzrostem masy ciała, co kończy się śmiercią zwierzaka. Porównywalnie, gdyby ludzie rośli w tym samym tempie, to 5-letnie dziecko ważyłoby około 150kg.

A co z kosmetykami i artykułami chemicznymi?

Zwracajmy uwagę na kosmetyki i chemię domową, której używamy. Bardzo pomocny jest blog Happy Rabbit oraz grupa na facebook’u “kosmetyki bez okrucieństwa”. Wiele marek chwali się certyfikatami “cruelty-free”, lecz niestety ich polityka testów na zwierzętach jest niejasna. Wiele firm zleca również testy na zwierzętach w Chinach, gdzie wszystkie dopuszczone do sprzedaży kosmetyki muszą przejść fazę badań na zwierzętach. Warto mieć z tyłu głowy kilka najczęściej przewijających się na sklepowych półkach firm, które testują na zwierzętach i w miarę możliwości znaleźć dla nich zamiennik.

Co jeszcze możemy zrobić?

Wystarczy naprawdę niewiele by pomóc. Podczas upałów wystawmy na balkon mały talerzyk z wodą, dorzućmy do niego kilka kamieni a powstanie poidełko dla pszczół, które przecież robią dla nas tyle dobrego. Wystawmy przed dom jedzenie dla bezdomnego psa. Zorganizujmy zbiórkę na sterylizację kotki, która co roku rodzi miot w piwnicy sąsiada. Zamiast zakupu rasowego zwierzaka, zajrzyjmy do schroniska. Jeśli już jesteśmy zdecydowani na konkretną rasę, wybierzmy zwierzaka ze sprawdzonej hodowli, zrzeszonej w ZKwP – nie wspierajmy pseudohodowli.

Możemy również zdecydować się na pomoc finansową dla organizacji, która nas interesuje. Można ustawić stałe zlecenie przelewu bądź wesprzeć konkretną kampanię określoną sumą. Dobrym pomysłem jest również symboliczna “adopcja” jakiegoś zwierzaka, która świetnie sprawdzi się jako prezent dla człowieka, który ma wszystko poza papierami adopcyjnymi foki szarej. 😉

Organizacje często prowadzą również swoje sklepy internetowe z gadżetami, z których dochód przeznaczany jest na ich kampanie. Otwarte Klatki np. co roku wypuszczają cudowny kalendarz ze zdjęciami swoich lisków uratowanych z ferm futrzarskich. Absolutnie go uwielbiam i zawsze kupuję większą ilość, żeby rozdać rodzinie i znajomym. Zrobiła się z tego naprawdę piękna tradycja, którą zaraziłam już wiele osób.

Sytuacja rodzi możliwości – wykażmy się wyobraźnią!

Jak zostać aktywistą/wolontariuszem? Czy trzeba poświęcać na to dużo czasu?

Na stronach internetowych interesujących nas organizacji bez problemu znajdziemy zakładkę z formularzem zgłoszeniowym. Ilość poświęconego czasu zależy od naszych możliwości i chęci.

Czy dieta roślinna jest istotna w pomaganiu zwierzętom?

To jest temat, na który mogłabym mówić bez końca, zwłaszcza jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenia. Byłam typem dziecka, którego nie trzeba było namawiać do jedzenia warzyw i owoców, ale za to chowałam schabowego pod ziemniaki. Nigdy nie przepadałam za mięsem i byłam wysoko wrażliwym dzieckiem. Widziałam skąd bierze się mięso, dlatego w wieku 10 lat postanowiłam przejść na wegetarianizm. Przy okresowych badaniach okazało się, że mam krótkowzroczność. Okulista, który wtedy mnie badał, jak tylko dowiedział się, że nie jem mięsa zrobił wykład mnie i mojej mamie, że jeśli nie będę jeść mięsa to wada będzie się pogłębiać i przewidział same czarne scenariusze.

Wystraszyłam się i wróciłam do diety tradycyjnej. Zmuszałam się do jedzenia mięsa a wada wzroku stale się pogłębiała. Dodatkowo do około 20 roku życia walczyłam z powracającą, ciężką anemią. Musiałam suplementować żelazo, po którym czułam się okropnie a raz musiałam nawet przejść transfuzje krwi. W okresach, kiedy go nie przyjmowałam jego poziom drastycznie spadał, mimo że moja dieta była bardzo bogata w witaminę C (dla lepszego wchłaniania żelaza) i w produkty (w tym mięso), które zawierały jego największe ilości.

W wieku 19 lat zdecydowałam, że skoro przy mojej wiecznej szarpaninie z anemią i zmuszaniem się do jedzenia mięsa, wyniki krwi nadal się nie poprawiają. Cały czas musiałam brać żelazo, bez względu na to jak wyglądała moja dieta, dlatego zdecydowałam, że nie chcę jeść mięsa – bo była to dla mnie męka psychiczna i fizyczna.

Byłam szczęśliwa, że w końcu na moim talerzu nie leży nic martwego. Zastępowałam mięso strączkami, robiłam roślinne kotlety, gulasze. Eksperymentowałam z przepisami z Internetu, jadłam bardzo dużo warzyw, które zawsze lubiłam. Zwracałam również uwagę, żeby zawierały jak najwięcej żelaza, mimo że wszystkie źródła medyczne zaznaczały, że żelazo roślinne nie jest tak dobrze wchłaniane przez organizm, jak to pochodzące z mięsa. Czułam się od razu lepiej nie tylko sama ze sobą i z moimi przekonaniami, ale też zauważyłam zmiany na moim ciele. Miłym zaskoczeniem było np. to, że bardzo poprawiła się kondycja mojej cery, która zawsze była trądzikowa. Przy kolejnych badaniach kontrolnych krwi byłam gotowa, że wyjdę z receptą na żelazo i zaleceniami, żeby jeść dużo wołowiny i wątróbki. Jakie było zdziwienie mojego lekarza i moje, kiedy zobaczyłam, że hemoglobina i żelazo były w górnych granicach normy. Wtedy wiedziałam już, że to co robię służy nie tylko mojej głowie, ale i mojemu ciału.

Na szczęście wiedza na temat diety roślinnej i jej korzyści idzie bardzo do przodu. Lekarze i dietetycy nie są już tak hermetycznie zamknięci na tematy eliminacji mięsa z diety, a rynek produktów roślinnych stale się rozwija. Nawet w osiedlowych sklepach spożywczych znajdziemy dziś półkę z produktami wegetariańskimi. Również osoby, które dużo trenują mają teraz możliwość korzystania choćby z wegańskich odżywek białkowych (spokojnie można zbudować mięśnie na białku z roślin – polecam bardzo film na Netflixie “The Game Changers”).

Ale jak zmiana diety może wpłynąć na dobro zwierząt?

Pomijając oczywisty aspekt jakim jest fakt, że nie wspieramy hodowli przemysłowej, która jest okrutna, a na naszym talerzu nie ląduje martwe zwierzę, pomagamy też środowisku. Hodowle przemysłowe wykorzystują ogromne ilości wody, a pod uprawę paszy dla zwierząt muszą zostać wygospodarowane również ogromne połacie terenu (kolejny dokument do polecenia – What the Health”). Zwierzęta hodowlane naprawdę nie mają łatwego życia mimo wszystkich regulacji prawnych. Wiele organizacji prowadzi własne dochodzenia w sprawie traktowania zwierząt i materiały nagrywane w ubojniach są najstraszniejszym horrorem jaki można obejrzeć. Nie polecam nikomu o słabych nerwach i delikatnej psychice. 

Zwierzęta na ubój nie są głaskane po główkach na ostatnią drogę, o kaczkach lub gęsiach hodowanych na foie gras już nawet nie wspominam (udowodniono w badaniach, że są zdolne do samobójstwa jako jedne z niewielu zwierząt). Testowanie kosmetyków na szczurach czy małpach (testy są robione również na psach i kotach – nie tylko na królikach, tak jak utarło się w naszym społeczeństwie), nie polega na robieniu im maseczek i malowaniu pazurków.

Nie namawiam również do rzucenia mięsa z dnia na dzień, kiedy do tej pory ktoś nie wyobrażał sobie dnia bez kanapki z szynką i schabowego na obiad. Nie jestem wege-terrorystką i sama żyję z mięsożercą, któremu często robię schabowe. Mojego kota nie karmię też kiełkami (pamiętajmy, że kot to mięsożerca). Ja wprowadzałam dietę roślinną od razu, ale wynikało to również z moich upodobań kulinarnych. Może warto byłoby spróbować chociaż ustanowić w domu jeden dzień w tygodniu dniem bez mięsa? dałoby to nam okazję do przetestowania nowych, pysznych roślinnych przepisów albo odwiedzenia wegetariańskiej restauracji. To dobra okazja, by przekonać, że kuchnia roślinna jest przepyszna, a do tego zdrowa i przyjazna dla planety. Tofu nie jest tylko bezsmakową kostką o konsystencji kartonu, ale bazą na najsmaczniejsze dania i desery. Od siebie bardzo polecam dwa blogi kulinarne:

https://www.jadlonomia.com/
https://ervegan.com/

Jak znaleźć sprawdzoną organizację, którą można wesprzeć?

Zdrowy rozsądek i szukanie informacji – zawsze i wszędzie. Oczywiście, że można się naciąć, dlatego trzeba sprawdzać i jeszcze raz sprawdzać. Pamiętajmy, że rzetelna organizacja, której dobro zwierząt leży na sercu nigdy nie odmówi wam odpowiedzi na wasze pytania, udostępnienia źródeł i informacji. Uważajmy na portalach prowadzących zbiórki na zwierzęta. Niestety ludzie często żerują na dobrym sercu innych, dlatego jeśli chcemy np. wpłacić jakąś kwotę na leczenie zwierzaka opisanego na stronie zrzutki, poprośmy właściciela o wyniki badań, receptę od lekarza weterynarii. Gwarantuje, że jeśli człowiek po drugiej stronie jest w desperacji by ratować swojego czworonoga na tyle, że organizuje w internecie zrzutkę pieniędzy, nie będzie miał problemu z tym, żeby rozwiać wasze wątpliwości i udostępnić informacje.

Czy możesz podać przykłady organizacji działających prozwierzęco?

Najbliższa mojemu sercu – Otwarte Klatki  https://www.otwarteklatki.pl
Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt – VIVA! https://viva.org.pl 

https://fundacjakot.pl
https://www.ratujemyzwierzaki.pl 

W jakich miejscach/portalach można poszerzyć swoją wiedzę nt. pomagania?

Jest wiele filmów dokumentalnych, które przekazują rzetelne informacje. Trzeba niestety wiele rzeczy samemu “wygooglać”, ponieważ wiele informacji jakie przekazują są po prostu przekłamane lub wyolbrzymione. Tak jak na każdy temat – nie należy wierzyć we wszystko co przeczytamy w sieci.

Ja ze swojej strony bardzo polecam Otwarte Klatki. Mają bardzo transparentną politykę, walczą o prawa zwierząt i naprawdę nigdy się nie zawiodłam na ich działaniach, dlatego też tak chętnie wspieram ich m.in finansowo. Ich akcje po prostu widać na każdym kroku, a na ich stronie internetowej możemy znaleźć naprawdę dużo informacji na temat hodowli oraz ich dochodzeń.

Mam nadzieje, że po przeczytaniu tego artykułu ktoś zainteresuje się tematem. Jeśli ktoś miałby jakieś pytania, chciałby, żeby polecić mu jakiś sprawdzony przepis, albo umówić się w Katowicach na kawusię, to zapraszam do kontaktu. Jestem na instagramie (matka_kotow), facebooku i oczywiście tutaj. 🙂

Zobacz także

Ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usługi. Dowiedz się więcej lub zamknij wiadomość.