To jest temat, na który mogłabym mówić bez końca, zwłaszcza jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenia. Byłam typem dziecka, którego nie trzeba było namawiać do jedzenia warzyw i owoców, ale za to chowałam schabowego pod ziemniaki. Nigdy nie przepadałam za mięsem i byłam wysoko wrażliwym dzieckiem. Widziałam skąd bierze się mięso, dlatego w wieku 10 lat postanowiłam przejść na wegetarianizm. Przy okresowych badaniach okazało się, że mam krótkowzroczność. Okulista, który wtedy mnie badał, jak tylko dowiedział się, że nie jem mięsa zrobił wykład mnie i mojej mamie, że jeśli nie będę jeść mięsa to wada będzie się pogłębiać i przewidział same czarne scenariusze.
Wystraszyłam się i wróciłam do diety tradycyjnej. Zmuszałam się do jedzenia mięsa a wada wzroku stale się pogłębiała. Dodatkowo do około 20 roku życia walczyłam z powracającą, ciężką anemią. Musiałam suplementować żelazo, po którym czułam się okropnie a raz musiałam nawet przejść transfuzje krwi. W okresach, kiedy go nie przyjmowałam jego poziom drastycznie spadał, mimo że moja dieta była bardzo bogata w witaminę C (dla lepszego wchłaniania żelaza) i w produkty (w tym mięso), które zawierały jego największe ilości.
W wieku 19 lat zdecydowałam, że skoro przy mojej wiecznej szarpaninie z anemią i zmuszaniem się do jedzenia mięsa, wyniki krwi nadal się nie poprawiają. Cały czas musiałam brać żelazo, bez względu na to jak wyglądała moja dieta, dlatego zdecydowałam, że nie chcę jeść mięsa – bo była to dla mnie męka psychiczna i fizyczna.
Byłam szczęśliwa, że w końcu na moim talerzu nie leży nic martwego. Zastępowałam mięso strączkami, robiłam roślinne kotlety, gulasze. Eksperymentowałam z przepisami z Internetu, jadłam bardzo dużo warzyw, które zawsze lubiłam. Zwracałam również uwagę, żeby zawierały jak najwięcej żelaza, mimo że wszystkie źródła medyczne zaznaczały, że żelazo roślinne nie jest tak dobrze wchłaniane przez organizm, jak to pochodzące z mięsa. Czułam się od razu lepiej nie tylko sama ze sobą i z moimi przekonaniami, ale też zauważyłam zmiany na moim ciele. Miłym zaskoczeniem było np. to, że bardzo poprawiła się kondycja mojej cery, która zawsze była trądzikowa. Przy kolejnych badaniach kontrolnych krwi byłam gotowa, że wyjdę z receptą na żelazo i zaleceniami, żeby jeść dużo wołowiny i wątróbki. Jakie było zdziwienie mojego lekarza i moje, kiedy zobaczyłam, że hemoglobina i żelazo były w górnych granicach normy. Wtedy wiedziałam już, że to co robię służy nie tylko mojej głowie, ale i mojemu ciału.
Na szczęście wiedza na temat diety roślinnej i jej korzyści idzie bardzo do przodu. Lekarze i dietetycy nie są już tak hermetycznie zamknięci na tematy eliminacji mięsa z diety, a rynek produktów roślinnych stale się rozwija. Nawet w osiedlowych sklepach spożywczych znajdziemy dziś półkę z produktami wegetariańskimi. Również osoby, które dużo trenują mają teraz możliwość korzystania choćby z wegańskich odżywek białkowych (spokojnie można zbudować mięśnie na białku z roślin – polecam bardzo film na Netflixie “The Game Changers”).