Zaraz po studiach zmieniłam swoją ścieżkę i zamiast psychologii klinicznej postawiłam bardziej na doradztwo, coaching i ogólnie rozwój osobisty/zawodowy. Doświadczenia zawodowego nabywałam pracując w branży finansowej i sprzedaży, natomiast w ubiegłym roku podjęłam decyzję o tym, by nieco zmienić profesję i koleżanka podesłała mi ogłoszenie ze swojej pracy na stanowisko konsultanta 360 – czyli połączenie sprzedaży i rekrutacji w branży IT. Wcześniej również miałam styczność z rekrutacją (prowadziłam rozmowy do mojego zespołu sprzedażowego) oraz ściśle współpracowałam z działem HR w ramach stanowiska trenera wewnętrznego.
Myślę, że wspólnym mianownikiem w całej mojej karierze są ludzie i kontakt z nimi. Lubię rozmawiać z nowymi osobami, mam w sobie dużo empatii i determinacji, co przekłada się na troskę i opiekę nad Klientem/Kandydatem. Stanowisko konsultanta 360 pokazało mi jednak, że jestem już trochę zmęczona samą stricte sprzedażą, dlatego też postawiłam wszystko na jedną kartę i postanowiłam przebranżowić się na rekrutera w branży, w której widzę ogromny potencjał i przyszłość.
W poprzedniej firmie nie mogłam przejść na stanowisko rekruterskie, więc zaczęłam rozglądać się za innymi opcjami. Szukałam Klientów, którym mogłabym zaoferować usługi na stałą rekrutację i znalazłam Scalo. Spodobała mi się strona, poczytałam trochę i znalazłam ogłoszenie na stanowisko konsultanta. Takim oto sposobem wysłałam swoją aplikację aż dwa razy. Byłam bardzo zadowolona ze swojego procesu rekrutacyjnego, więc poszłam za głosem serca i przyjęłam ofertę.
Moja przygoda z pieczeniem zaczęła się przed pandemią, jedna z moich koleżanek zadała pytanie na Instagramie czy ma wśród znajomych kogoś, kto mógłby upiec dla jej córki prosty tort z gotowego przepisu. Chciała „leśny mech”, który był na mojej liście do wypróbowania, dlatego chętnie zaoferowałam swoją pomoc. To był pierwszy tort, który rozpoczął moją przygodę cukierniczą.
Kolejny zrobiłam na 30. urodziny mojej kuzynki i tak już poszło lawinowo. Dużo zainwestowałam w akcesoria cukiernicze, każda okazja dla mnie była dobra, aby ćwiczyć. Pandemia w jakiś sposób mi w tym pomogła, bo oprócz tortów zaczęłam piec też ciasta, rogaliki, chleby, itp. Jak na złość, na początku lockdownu spalił mi się piekarnik z powodu awarii, więc już bardziej świadomie mogłam kupić następny, by próbować swoich sił z coraz wyższym levelem.
Jasne! Zapraszam na mojego Instagrama – można mnie znaleźć pod nazwą cake.generator. 😊 A tutaj do wywiadu chętnie udostępnię to, z czego jestem najbardziej dumna!
Zapach, jaki dochodzi z piekarnika. Generalnie to jest pytanie, przy którym chciałabym się na chwilę zatrzymać. Moim hobby jest cukiernictwo, właśnie z naciskiem na pieczone wyroby. Jasne, zdarza mi się popełnić w lecie sernik na zimno, bez użycia piekarnika lub też inne desery, lecz zdecydowanie najlepiej odnajduję się tam, gdzie ten piekarnik jest niezbędny.
Przy każdym wypieku tak naprawdę lubię coś innego – robiąc torty lubię proces przygotowywania sam w sobie. Mało kto wie, ale jest to dość długi proces, przeważnie pracę rozkładam na 3 dni. Jednego dnia piekę biszkopty i przygotowuję wstępnie niektóre bazy pod kremy, drugiego dnia przekładam biszkopty kremami i wstawiam tort do lodówki (najlepiej na całą noc), trzeciego natomiast go wykańczam (tynk na zewnątrz + dekoracja). Bardzo często modyfikuję przepisy i często też improwizuję. Może to się wydać dziwne, ale bardzo lubię czytać przepisy kulinarne. Jestem w stanie wyobrazić sobie dane połączenie smakowe i stwierdzić czy jest ok, czy należy coś zmienić. Albo połączyć kilka przepisów w jeden. Czasem też improwizuję po prostu wykorzystując to, co mam pod ręką w lodówce. A jak wychodzi to dobrze i czuję, że jest potencjał, to taki przepis zapisuję i robię kolejny raz.
W trakcie pandemii nauczyłam się też piec chleby i bardzo często od tamtej pory piekę różne wariacje chlebowe. I w tym procesie akurat najbardziej lubię prostotę – im prostszy chleb, tym lepszy. Im prostszy przepis, tym więcej mam możliwości aby go zmodyfikować. Z pewnością pieczenie jest dla mnie formą relaksu, przy kuchennym blacie mogę się wyciszyć po ciężkim dniu, a na koniec go sobie osłodzić na przykład gorącą cynamonką.
Wypieki raczej udają mi się wszystkie (jak nie za pierwszym razem, to za drugim lub po modyfikacji przepisu). Natomiast moją piętą Achillesa jest krem maślany, który ZAWSZE mi się warzy (tu nie jest błąd – to słowo pisze się przez „rz”). Zwarzony krem, to krem, w którym cząsteczki tłuszczu mlekowego, na skutek różnych czynników łączą się ze sobą zbyt ściśle i wyciskają płyn, który był wcześniej przez nie związany. Na skutek tego cząsteczki tłuszczu tworzą grudki (mniej lub bardziej ze sobą związane), pływające pośród jednorodnej cieczy. Te grudki to ściśnięte proteiny lub tłuszcz, a płyn to najczęściej woda z dodatkiem różnych substancji.
Na szczęście nauczyłam się go naprawiać, więc finalnie wychodzi bardzo smaczny i gładki. Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda za pierwszym razem, bo jest to najlepszy krem do tart owocowych.
Nigdy nie odmawiam, jeśli mam taką możliwość. 😀 Ma to niestety swoje negatywne konsekwencje (i nie mam tu na myśli tylko ciasnych jeansów), ponieważ zrobiłam się bardzo wybredna w stosunku do innych wypieków. W szczególności jestem zawiedziona jakością tortów weselnych… W swojej kuchni bardzo uważnie dobieram składniki, dbam o to, by były po prostu najlepsze i w odpowiednich proporcjach – niestety „nie moje” ciasta często są dla mnie zbyt słodkie lub sztuczne w smaku.
Chyba najprostszym, a przy tym jednym z najlepszych ciast, jakie piekłam jest klasyczne ciasto ucierane. Robi się je bardzo szybko a jeszcze szybciej znika z blaszki:
Ja osobiście kocham ciasto z rabarbarem posypane odrobiną cynamonu, ale świetnie też sprawdzają się inne owoce sezonowe – często robiłam też z malinami i płatkami migdałów lub borówkami i płatkami czekoladowymi. Według mnie nie ma prostszego przepisu.
Kitku ma imię Dzida, jest 13 letnim znalezionym kocurem. Pamiętam dzień naszego poznania – to było piękne, sierpniowe popołudnie, spędzane na wsi. Szłam do sklepu, gdy nagle z wysokich traw wyskoczyło do mnie biało czarne kocie, spragnione zabawy. Młode, choć mające dość spory rozmiar – według weterynarzy jest to mieszaniec z kotem norweskim leśnym. Pobawiliśmy się chwilę, ale zamiast uciec to szedł za mną, więc pod sklepem wzięłam go na ręce i zamiast na zakupy, poszłam pytać okolicznych mieszkańców czyj to kot.
Jak się szybko okazało kot był „wszystkich i niczyj”. Urzekło mnie to, że zasnął na moich rękach głośno mrucząc i czułam, że już chyba nie mam wyjścia, że już sobie mnie wybrał na opiekuna. Nasza relacja jest dość specyficzna, ponieważ jest to kot, który zapewne doznał jakieś krzywdy ze strony człowieka – jest dość nieufny i był moment, gdy miałam problem z jego agresywnym zachowaniem w stosunku do nieznanych mu osób. Ja od początku mogłam zrobić z nim dosłownie wszystko, natomiast inni musieli być ostrożni przy bliższym kontakcie. Nie jest to zdecydowanie kot, który wskakuje na kolana i domaga się pieszczot (wyjątkiem jest mój mąż, który po powrocie do domu z pracy od razu siada na kanapę i przez dobrą godzinę musi kota głaskać i miziać). Ma swój charakter, swoje upodobania i jest indywidualistą.
Moja ciężka praca z nim i z otoczeniem sprawiła, że jego zachowanie się zmieniło, a problemy behawioralne ustały. Każdego dnia mamy swoje małe rytuały i przyznam, że chciałabym bardzo zatrzymać czas, aby był ze mną już zawsze, lecz wiem, że nie jestem w stanie zapewnić mu nieśmiertelności. Nasza wspólna „przeszłość” to była dla mnie niesamowita lekcją pokory i cierpliwości, która zaowocowała przepiękną ludzko-kocią przyjaźnią. Cieszę się, że dałam mu dobry dom w którym zaznał ciepła, miłości i bezpieczeństwa.
Wychodzę z założenia, że wszystko we wszechświecie jest ze sobą powiązane. Z takich oczywistych kwestii to mogę napisać, że i tu i tu trzeba wykazać się cierpliwością. Pośpiech nie jest wskazany na żadnym etapie. Poza tym obie te dziedziny mają pewne podstawowe zasady, powiedziałabym wręcz, że jest to solidny trzon, na bazie którego można elastycznie modyfikować resztę.
Z pewnością wspólnym elementem jest też satysfakcja na koniec, oczywiście jeśli mówimy tu o sukcesie. Natomiast, jeśli wynik końcowy jest niezadowalający, to w obu przypadkach należy przeanalizować swoje działania i wyciągnąć wnioski. Nie należy się zrażać, trzeba próbować nowych przepisów i metod a te, które się sprawdzają stale udoskonalać.