Ot zwykła potrzeba zmiany. Miałam poczucie, że od dłuższego czasu trochę utknęłam w swoim rozwoju zawodowym. Nie nabywałam nowych umiejętności, co w dzisiejszym, zmieniającym się świecie nie jest dobrym sygnałem. Rozglądałam się trochę i zastanawiałam, gdzie moja wiedza z HR może mi się przydać. Znalazłam Waszą ofertę.
Aplikowanie nazwałabym spontanicznym, zachęciło mnie do tego ogłoszenie, które było po prostu ludzkie. Wysłałam CV i po bardzo przyjemnym procesie rekrutacji, jak mawiają Anglicy “Here I am”.
Tak, jestem HRowcem prawie od zawsze, ale kontakt z biznesem jako klientem wewnętrznym, z racji dużych firm w których pracowałam, miałam w sumie od początku swojej kariery. Decyzja dojrzewała we mnie od jakiegoś czasu. To spora zmiana wychodzić z roli eksperta do obszaru, o którym wiesz niewiele. Przypomniałam sobie wtedy takie mądre zdanie, usłyszane na jednym ze szkoleń – “Zmiany są nieuniknione, a rozwój dobrowolny” i poczułam, że muszę posłuchać potrzeb i znowu “Here I am”.
Jestem zdecydowanie “Dog person”, to od zawsze było moje wielkie marzenie. Wszystkie psy, które miałam do tej pory były psami adopcyjnymi, uratowanymi czy to z rowu, czy to z innego psiego piekła. Decyzję o buldogu podjęłam po głębokim researchu.
Szukałam psa cichego (mieszkamy w bloku), zrównoważonego, lubiącego ludzi (mamy znajomych, z którymi spędzamy czas), nie potrzebującego wiele ruchu (nie należę do sport freaków – jeżdżę na rowerze, ale raczej nie zrywam się bladym świtem na kilkukilometrowy joging). Zależało mi też na tolerancji dla innych zwierząt. Na koniec określiliśmy budżet na utrzymanie i wyszło, że będzie to buldog angielski.
Wszystko co przeczytacie o tej rasie, poza tym, że nie są chętne do ruchu, to prawda. Dodatkowo są mega empatyczne i dobrze rozumieją nastrój właściciela. Jedynym minusem jest koszt utrzymania, bo to dość chorowita i obciążona genetycznie rasa.
Siedzę w kolejce do weterynarza z moim psem. To trochę taki śmiech przez łzy, ale składa, że buldogi nie należą do najzdrowszych, mój dodatkowo jest atencyjny, a ja przewrażliwiona na punkcie jego zdrowia. Sami rozumiecie. Poza psem mam jeszcze kilka rzeczy, które robię regularnie – są to planszówki, lego i jazda na rowerze.
Moim największym złożonym zestawem jest Hogwart, ale mam też sentyment do bolidu F1. Jeśli o planszówki chodzi – tutaj wszystko zależy od upodobań. Lubię Everdel z uwagi na część wizualną i piękne ilustracje. Podoba mi się mechanika Diuny. Imprezowo sprawdzi się na pewno “Palec Boży”. Jeśli lubisz kooperacje to Pandemic Legacy jest fajnym wyborem. Chętnie zagrałabym w coś w większym gronie.
Zawsze największym wyzwaniem, a jednocześnie moją ambicją było takie zorganizowanie paczki, aby zapewnić rodzinie 100% jej potrzeb. Starałam się odpowiedzialnie wybierać rodzinę – jeśli gdzieś jedną z potrzeb była lodówka, a ja wiedziałam, że nie dam rady jej zorganizować, szukałam innej rodziny. Potem organizacja to już była czysta przyjemność, zawsze mogłam liczyć na wsparcie pracowników, mojej rodziny, przyjaciół i szefostwa.
Gaduła z poczuciem humoru 😉