Dość prozaicznie. Po zakończeniu poprzedniego projektu rozglądałem się za nowymi wyzwaniami. Zdecydowałem się aplikować, ponieważ firmę Scalo znam tylko z dobrej strony, słyszałem pozytywne opinie od kolegów, którzy tu pracują.
Dość prozaicznie. Po zakończeniu poprzedniego projektu rozglądałem się za nowymi wyzwaniami. Zdecydowałem się aplikować, ponieważ firmę Scalo znam tylko z dobrej strony, słyszałem pozytywne opinie od kolegów, którzy tu pracują.
W ciągu 20 lat pracy zawodowej było sporo wyzwań, mniejszych lub większych. Ciężko wskazać to największe. Czysto technicznie, mogłaby to być optymalizacja procedury SQL, dzięki której zmniejszyłem rozmiar procedury z kilku tysięcy do ok. 200 linii kodu, a czas wykonania – z ok. 40 minut do 12 sekund. Mogę wskazać także przepisanie w pojedynkę całego, ogromnego systemu zarządzania oprogramowaniem, napisanego w ASP i VB 6.0 do MVC/C#.
Pasje – cóż, sporo tego. Wędrówki górskie, fotografia, gotowanie, muzyka, a także „zrób to sam” – m. in. motocykle, miecze świetlne, domy.
No cóż, zawsze lubiłem prace w stylu „zrób to sam”, a także zaglądanie do wnętrza mechanizmów po to, żeby wiedzieć „jak to działa”.W dzieciństwie rozmontowałem całkiem sporo sprzętów, z których oczywiście większości nie udało mi się później poskładać.
Obecne pasje zaczęły się od motocykli. Odkąd pamiętam, fascynowały mnie te zabytkowe, albo określane wspólnym słowem „ciężkie”. Moje trzy pierwsze motocykle (które posiadam do dziś) to były zabytki – na nich uczyłem się tajników budowy i napraw mechanicznych. Dodatkowo, zawsze miałem pęd do „poprawiania fabryki” – czy to w sferze mechanicznej, czy też wizualnej. Każdy motocykl, który posiadam lub posiadałem, miał jakieś przeróbki wykonane przeze mnie. W pewnym momencie doszło do tego, że w moich motocyklach było więcej przeróbek niż tego, co wyjechało z fabryki. W ten sposób zostałem budowniczym motocykli typu „custom”.
Obecnie jestem w trakcie rekonstrukcji zabytkowego motocykla oraz zbieram materiały na następny (również customowy, a jakże) – tym razem w stylu steam punk.
Lubię jeździć na motocyklu, ale raczej preferuję jazdę bez określonego celu. Najfajniejsze wycieczki motocyklowe to te w stylu „Na następnym skrzyżowaniu skręcę w lewo, bo w lewo dziś jeszcze nie skręcałem”.
Inna sprawa, że bardziej fascynuje mnie proces konstruowania czy przerabiania motocykli, niż jazda – w związku z tym zdarzyło się, że kiedy doprowadziłem motocykl do stanu „Ok, jest idealnie i nic więcej nie trzeba zmieniać” – pozbywałem się go i brałem się za następny projekt.
Motocykle powstają dla mnie, dla czystej radości tworzenia, są dopasowane pod moje gusta i gabaryty. Jeden motocykl o wdzięcznej nazwie „Pink monster” stworzyłem dla córek; kilka razy przerabiałem motocykle znajomych – ale nie są to projekty komercyjne.
Miecze świetlne powstały dla dzieci, jednakże jednocześnie były dla mnie poligonem doświadczalnym oraz sposobem na zdobycie nowej wiedzy czy umiejętności.
Zaczęło się od fascynacji moich dzieci „Gwiezdnymi Wojnami”. Na fali tejże, zdobyły w drodze kupna plastikowy miecz świetlny, którego „ostrze” świeciło po naciśnięciu. Tego samego dnia, wieczorem z pokoju dziecięcego wyszły dwie zapłakane postaci – jedna płakała, bo druga zdzieliła ją mieczem świetlnym, a druga, bo jak zdzieliła mieczem świetlnym pierwszą, to miecz się połamał.
Oczywiście, nie mogłem tego tak zostawić, więc postanowiłem wykonać miecz, który tak łatwo się nie połamie (głowa się zagoi, miecz niekoniecznie). Akurat po raz drugi odkrywałem wspaniały świat mikrokontrolerów, postanowiłem więc wykorzystać zdobytą wiedzę. W ten sposób powstał miecz świetlny, który nie tylko świeci, ale również wydaje dźwięki, w zależności od akcji jaką wykonuje operator.. Co ciekawe, poskładanie wszystkich czujników, mikrokontrolera oraz napisanie programu zajęło mniej czasu, niż wykonanie „ostrza” i rękojeści. W tym przypadku przydało się doświadczenie nabyte podczas prac przy motocyklach. Prototyp został przetestowany przez dzieciaki, zebrał pozytywne recenzje, więc wykonałem wersję finalną. Niestety wówczas dzieci straciły zainteresowanie „Gwiezdnymi Wojnami”, natomiast ja nie odpuszczam. Mam w planach wykonanie autonomicznie działającej kopii BB8.
Proces tworzenia prototypu był w głównej mierze koncepcyjny. Musiałem zebrać informacje na temat czujników, możliwości wykonania promienia (czyli podświetlanego „ostrza”), a także wymyślić jak to wszystko zmieścić w niewielkiej przecież rękojeści. Oraz wymyślić jak wykonać samą rękojeść. Powstało kilka koncepcji, sporo rysunków i algorytm działania programu miecza.
Następnie wziąłem się do pracy. Część elektroniczna była gotowa najszybciej – a równocześnie z podłączaniem kolejnych czujników czy elementów wykonawczych powstawał program, który kontrolował ich pracę. Oczywiście, nie obyło się bez wypadków (choćby przypadkowe podłączenie baterii odwrotnie, co skutkowało widowiskowym usmażeniem kilku elementów), jednakże efekt finalny był całkiem zadowalający.
Część mechaniczna prototypu zajęła znacznie więcej czasu, głównie przez dosyć prymitywny park maszynowy którym się posługiwałem – całość została wykonana przy pomocy wiertarki i piłki do metalu. Kilka rzeczy zaplanowanych wcześniej okazało się ślepym zaułkiem; wtedy następował powrót do tablicy i zmiana projektu.
Całość procesu to było ok 2 tygodnie pracy popołudniami.
Oczywiście teraz, dzięki temu że część koncepcyjna wyewoluowała do stadium niemal dojrzałego, czas ten uległ znacznemu skróceniu – do ok 14 dni.
W tej chwili razem z koleżanką opracowujemy nowy model rękojeści – mniej toporny, za to prostszy do wykonania. Dzięki temu jest szansa, że czas wykonania uda się skrócić do tygodnia i 7 dni.
Może „domy” to za dużo powiedziane, na razie jest to jeden dom. Całkiem sporo pracy wykonałem i nadal wykonuję sam. Co ciekawe wiedza na temat mikrokontrolerów, zdobyta przy budowie mieczy świetlnych przydała mi się także tutaj – zdecydowałem, że mój dom będzie „smart” (na tyle, na ile jest to wykonalne i sensowne). Ponadto mój dom jest drewniany, zatem podszkoliłem się trochę w stolarstwie i ciesiołce. Codziennie uczę się czegoś nowego.
Ciężko, chociaż da się. Po prostu ustawiłem to tak, że są dni w tygodniu, które po pracy rezerwuję tylko dla rodziny. Bywają też takie, które są dla mnie. Podział czasu jest potrzebny – w lecie najczęściej zajmują mnie dom i motocykle, natomiast w długie zimowe wieczory – mikrokontrolery oraz… też motocykle.
Raczej w drugą stronę, przynajmniej na początku. Praca jako programista nauczyła mnie, że do wykonania zadania potrzebne są: odpowiednie narzędzia, wiedza i doświadczenie, dogłębna analiza projektu, umiejętność rozłożenia dużego, wydawałoby się nierozwiązywalnego problemu na mniejsze, rozwiązywalne. Ponadto umiejętność wyciągania wniosków z porażek i popełnionych błędów oraz elastyczność myślenia, która pozwala – w przypadku piętrzących się trudności – na spojrzenie na problem z wielu różnych stron. Okazało się, że takie podejście bardzo dobrze sprawdza się w niemal każdym przypadku – i przy budowie motocykli, konstruowaniu mieczy świetlnych oraz budowie i wykończeniu domu. Co więcej, dzięki takiemu spojrzeniu, udało mi się dotrzeć do miejsca, w którym kiedy ktoś pyta: „Czy potrafisz na przykład (i tu opis czegoś zupełnie dla mnie nieznanego)?” moja odpowiedź nie brzmi: „Nie”, tylko: „Nie wiem, nigdy nie próbowałem”.
Ze wszystkich dokończonych. 🙂